W pierwszym poście napisanym przeze mnie w ramach projektu blogowego Przygody z książką, zarzekałam się, że będzie u nas polsko – polscy pisarze, polscy ilustratorzy, zabawy inspirowane polską twórczością oraz sentymentalnie. A tu nagle taki kwiatek! Liane Schneider i jej Zuzia – „Zuzia uczy się piec”. Nie dość, że nie jest to książka polskiej autorki, to jeszcze pozycja ta jest jedną z całej serii książek o tejże bohaterce, co mnie osobiście – te serie książek przyprawią od razu o zniechęcenie. Tak na marginesie powiem, że serii książek o Franklinie nie trawię (N. trawi i to bardzo). Irytuje mnie ten żółw, to, że jest wykreowany zawsze w ten sam sposób – z głupiutkiego, ciapciowatego bohatera takich ciepłych kluch zawsze przeistacza się w cudownego, rozumiejącego swe błędy alfę i omegę. Ble… okropność! Ku mojemu niezadowoleniu posiadamy w domu cztery z pierdyliona książek z tej serii. Ku mojemu zadowoleniu obecnie praktycznie nie czytamy Franklina. Inne serie nie podchodzą mi i N. tak samo. Może nie powinno się oceniać całej serii po jednej książce i to nie przeczytanej nawet do połowy, ale tak właśnie było z „Basią” Zofii Staneckiej. Nie i już. „Martynka” Gilberta Delahaye też nie powaliła nas na kolana. Z kolei z serii o „Lence” Anety Krelli – Moch przypadła nam do gustu książka „Lenka przegania strachy”, inne już nie tak bardzo. Także seriom mówimy „blee, nie”!
To po kiego grzyba ja o tej Zuzi będę pisać? Bo z tą Zuzią rzecz ma się trochę inaczej. Być może trafił swój na swego… 😉 W ostatnim czasie Natalę oczarowała „Zuzia uczy się piec”. Nie przypominam sobie, by N. podczas czytania książki, siedziała zaczarowana do tego stopnia, by z jej buzi wyrzucającej słowa z prędkością karabinu maszynowego, nie wypłynęło ani jedno słowo, by nie skomentowała ani jednej ilustracji, by nie zapytała ani o jeden wyraz. W końcu by sama z siebie poszła o krok dalej i zapragnęła robić dokładnie to samo, co bohaterka książki.
Właśnie z tych powodów rezygnuję z moich założeń – polskości i sentymentalności i stawiam na uwiecznienie tych pięknych chwil spędzonych razem z N. w kuchni, gdy „na początku wyczuwa (się) jeszcze miękką mąkę, ziarenka cukru, śliskie jajko i miękkie, tłuste masło. Ale już po chwili powstaje gęste ciasto, które tylko trochę się klei.”
Jest coś magicznego we wspólnym pieczeniu ciastek.
Piękne jest to, że książki wyzwalają w dzieciach różne potrzeby.
Cudne jest to, że te potrzeby pozwalają dotykać dzieciom magii.
Wiecie, bo tu nie chodzi o tę konkretną książkę, obok której wiele osób przejdzie obojętnie, tylko o to, co ona pozwoliła nam zachować w sercu. Tu chodzi o wspomnienia, uśmiech na twarzy i mąkę na nosie.
Nasze pieczenie odbywało się zgodnie z historią i przepisem(!) podanym w książce (za co ogromny plus dla autorki). Magia zaczyna się od odważenia składników, przeniesienia ich do miski i wyrobienia ciasta.
Później „mama rozsypuje mąkę na stole, a Zuzia (Natala) rozwałkowuje na niej gruby walec ciasta. To bardzo męczące”.
„Zuzia (Natala) zaczyna wycinać ciasteczka. Foremki mają różne kształty…”
Natala posypuje ciasteczka cukrem a mama wstawia je do piekarnika. To akurat nasza modyfikacja, gdyż Zuzia po wyjęciu przez mamę ciastek z piekarnika, smarowała je lukrem i posypywała kolorową posypką. Nas kolorowa posypka nie kręci.
„Pierwsze ciasteczka są już gotowe. Mama wyciąga blachę. W całym domu smakowicie pachnie”.
„Z ostatniej porcji ciasta Zuzia (Natala) formuje wielkie ciastko dla taty”.
„Kiedy tata wraca do domu (…) na stole stoi talerz ze świeżymi wypiekami. Mama przygotowała kawę i kakao (u nas mleko), a na stole zapaliła świece (musiały być trzy, dokładnie tak samo jak u Zuzi). Tacie bardzo smakuje wielkie ciastko (ba! ma się rozumieć!)”
Robiąc te ciasteczka, N. na swój sposób wyraża tę książkę słowo po słowie…
Wpis powstał w ramach projektu blogowego „Przygody z książką”
Sprawdźcie również, co napisały inne uczestniczki projektu – KLIK
______
Moje wcześniejsze wpisu w ramach projektu „Przygody z książką”
3. Kukiełki warzywne = Warzywniaki KLIK
2. Julek Tuwim KLIK
1. Czytamy: Gąska Balbinka KLIK
Oj ja też lubię pichcić z moimi dziewczynami a one najbardziej z tego lubią właśnie zagniatanie ciasta.
high 5!
Takie przełożenie książki w życie- jak najbardziej 🙂
U nas podobnie, z tym, że Emil najbardziej lubi wylizywać miskę ;))
Całusssy dziewczyny!
Oblizywanie pałki czy bardziej po nowoczesnemu mieszadeł od robota to jest dopiero frajda 😉 Albo podjadanie surowego ciasta! My też uwielbiamy!
O takie kucharzenie to my lubimy. Nas zawsze inspiruje Cecylka Knedelek, znacie?
Nie znacie… Znaczy, że musimy się zainteresować 😉
O jakie fajne! Też uwielbiamy piec ciasteczka i wszyscy wiemy dlaczego. Te własnej roboty, jeszcze ciepłe smakują zdecydowanie najlepiej! fajnie, że jest taka książka dla bąbli z przepisami! Super sprawa 🙂
U Zuzi, jej mamie udawało się chować ciasteczka na zaś do metalowej puszki, u nas ten etap pomijamy i jakby nie widzimy tej kartki w książce – chowanie okruchów do puszki mija się z celem 😉 Czyli, ze tak – własnoręcznie zagniecione i wykrojone są najlepsze! 😉
O! Coś dla mojego kucharza amatora 😉 Aż mi ochoty narobiłaś na ciastka 🙂
Zagramaniczne książki na tapecie?W oktawie Świeta Niepodległości?! 😉 Jakże tak?! Za Franklinem też nie przepadałam. Ale wyrośli, więc nie mam dylematu. A z tymi ciasteczkami to ja mam podobny problem do Twojego: Wiesz ktora godzina? A ja muszę cukru!!! 😀
O ja chromolę! Takie faux pas! Biję czołem o podłogę 😉 A jedz i niech Ci w cyce idzie 😀
Wspaniałe jest takie rodzinne pichcenie ! Nas też nie raz książki inspirują kulinarnie … i różnorako 😉 W przrpisach mam taki jeden ‚na naleśniki’ wypisany i wyrysowany przez Kinię – z każdym ‚błędem’ i każdym fragmentem jest niepowtarzalny – i to jest piękne ! … a Wam pięknie wyszła słodkościowa lekcja ciasteczkowa 😉 Ciepło pozdrawiamy !
Marzy mi się taki zeszyt… juz nawet pewne kroki poczyniłam – kupiłam go 😀 Teraz wystarczy go wspólnie zapisać i zachlastać mąką, jajami i wodą! Tylko jakoś nie moge się zmotywować, by wszystkie przepisy z karteczek przepisać do zeszytu… Od biedy wkleję je i tyle! 😉
Łał, super! 🙂
Moja córka kocha książki kulinarne dla dzieci. Mamy ich trochę. I pichci z nich. O niektórych dziełach kulinarnych pisałam na swoim blogu 😉
Zajrzę koniecznie!
[…] 4. Natalii ciasteczka według Zuzi KLIK […]
Pięknie napisałaś, o bliskości, wspólnym doświadczaniu, zwyczajności i magii 🙂 Pozdrowienia.
Również ściskamy!
[…] 4. Natalii ciasteczka według Zuzi KLIK […]
[…] 4. Natalii ciasteczka według Zuzi KLIK […]
[…] Dokładny sposób przyrządzenia ciasteczek (z wszystkimi ochami! i achami!) znajdziecie u mnie na blogu w poście „Natalii ciasteczka według Zuzi” KLIK […]
[…] Czytamy: „Gąska Balbinka” 2. Julek Tuwim 3. Kukiełki warzywne = warzywniaki 4. Natalii ciasteczka według Zuzi 5. Teatrzyk cieni 6. Książka listowa 7. Ilustrować jak Zbigniew […]